Maciej Iwański – komentator TVP Sport „W ogniu pytań”
Maciej Iwański – komentator TVP Sport był naszym gościem w programie „W ogniu pytań”. Z naszym gościem poruszyliśmy wiele ciekawych tematów. Zapraszamy do zapoznania się z poniższą treścią wywiadu.
Zaczniemy od kwestii zapoznawczej. Panie Macieju, kiedy zjawił się pańskim życiu pomysł, aby pójść w kierunku dziennikarstwa sportowego, pozostania komentatorem?
– Gdy byłem dzieckiem. Mając siedem lat, po mistrzostwach Świata w Meksyku zachwyciłem się pracą komentatora w telewizji. Nie miałem pojęcia w jaki sposób to marzenie spełnić, wiedziałem po prostu, że chcę dostać taką szansę.
Czy pomysł pozostania komentatorem, dziennikarzem sportowym był celem od zawsze czy może interesowały Pana jeszcze inne kierunki?
– Nie miałem innego pomysłu, chociaż studiowałem prawo, co było fantastycznym pomysłem, bo pomogło zrozumieć rzeczywistość, no i dało przyjaźnie do dziś. Zwyciężyła jednak chęć pójścia za marzeniami, a nie sala sądowa. To nie jest tak, że cokolwiek stało się samo. Jako nastolatek zaczynałem w lokalnym radiu w Olsztynie od audycji młodzieżowych i jeżdżenia na mecze ekstraklasowego wtedy Stomilu Olsztyn. Na studia poszedłem do Warszawy, bo tam były redakcje. Pracując w tygodniku “Piłka Nożna” dostałem propozycję pracy jako korespondent UEFA, bo niegle władałem angielskiem, co nie było wtedy oczywiste. I tak, krok po kroku zbliżałem się do celu, aż dwadzieścia lat temu poszedłem na przesłuchania do telewizji.
Jak długo przebywa Pan już w swoim zawodzie?
– Pierwsze mecze sprawozdawałem w radiu mając 16 lat. Do TVP, które potem stworzyło kanał TVP Sport, trafiłem w mając niecałe 24 lata. Teraz mam prawie 44, więc wychodzi na to, że to dwadzieścia osiem lat. Całkiem sporo, mam przynajmniej takie wrażenie, jak na kogoś, kto chciał tylko sprawdzić się w jednym meczu… W życiu nie przypuszczałbym, że potem będą dwa Igrzyska Olimpijskie, pięć Mundiali, pięć Euro, masa meczów reprezentacji Polski, Ligi Mistrzów i europejskich pucharów, medal piłkarzy ręcznych na mistrzostwach świata w Katarze, sezon Formuły 1, i tak dalej. Nie uwierzyłbym, gdyby ktoś mi to przepowiedział dwadzieścia lat temu.
Czy ścieżka jakby nie było „na szczyt” ponieważ pański głos słyszy przed telewizorami miliony Polaków była ciężką drogą?
– Czy było trudno? Oczywiście, ale na nic nie zważałem. Niektórzy nie wierzyli, chcieli mnie zdemotywować, bo przecież “co to za pomysły dla zwykłego chłopaka z Olsztyna”. Tyle, że owe głosy ignorowałem. Byłem całkowicie skupiony na moim celu, rozwijałem się, słuchałem starszych i bardziej doświadczonych. Chłonąłem każde doświadczenie, bo liczyłem na to, że pewnego dnia będę miał to szczęście zostać sprawdzonym. I dwie dekady temu Janusz Basałaj uczynił mi ten zaszczyt i wybrał spośród wielu przesłuchiwanych osób. Zawsze będę mu za to wdzięczny, bo po rocznym stażu rzucił mnie na głęboką wodę. Poświęcił mi w tym starcie dużo czasu i energii. Potem uczyłem się od mistrzów, którym potem z dumą mogłem mówić po imieniu, jak Włodek Szaranowicz i Darek Szpakowski.
Czy interesował się Pan w swoim życiu niższymi ligami piłkarskimi w Polsce? Czy jest jakiś zespół występujący zdecydowanie niżej któremu Pan kibicuje?
– Jeśli kochasz piłkę, to zawsze śledzisz wszystko, co możliwe. Najwięcej uwagi poświęcałem oczywiście piłce na Warmii i Mazurach, bo pochodzę z Olsztyna, choć zdecydowanie dłużej niż tam mieszkam w Warszawie. Nigdy nie kryłem, że interesują mnie losy Stomilu. Dlatego komentowanie meczów tej drużyny było wyzwaniem. Na szczęście moi szefowie obdarzają mnie zaufaniem, bo wiedzą, że odkładam wszelkie prywatne emocje na bok. Wiedzą po tylu wspólnych latach, że mogą na mnie liczyć. Z dyrektorem TVP Sport, Markiem Szkolnikowskim nawet nie musimy często rozmawiać, bo po kilku latach współpracy doskonale się rozumiemy. W ogóle mam wrażenie, że nasza redakcja działa jak dobrze naoliwiona maszyna.
Ostatnie lata dla kibiców reprezentacji Polski są dość „brutalne”. Wiele zawirowań, afer, sama gra na boisku przyprawia o ból głowy. Jak Pan sądzi w czym może tkwić problem związany z grą reprezentacji Polski?
– Nie ma na to jednej i prostej odpowiedzi. Każdy zespół w piłce przechodzi nieustanne procesy. Sęk w tym, by wyłapać i zrozumieć moment, w którym jest dana drużyna i przewidzieć dokąd to może zmierzać. Reprezentacja była rozbita aferą premiową. Fatalnie zarządzono całą sytuacją. Piłkarze chyba jeszcze się po tym nie pozbierali.
Był Pan obecny na miejscu Mundialu w Katarze. Tam na miejscu wiele mówiło się o naszej reprezentacji ws. konfliktu o premie?
– Pierwszy raz usłyszałem o tym od Mateusza Borka, kiedy prowadziłem nasze studio z Kataru. Kończyliśmy program i Mati odniósł się do artykułu Wirtualnej Polski. Wyraził nadzieję, że okaże się to kaczką dziennikarską, ale jak wiemy szybko okazało się, że nie. Tak, rozmawialiśmy o tym niemal non stop w Katarze, bo docierały informacje, które potem się potwierdziły. Szkoda. Myślę, że wszystko, albo prawie wszystko zostało już o tym powiedziane i napisane, więc idźmy do przodu.
Fernando Santos był dobrym wyborem Cezarego Kuleszy?
– W teorii najlepszym z możliwych. Wiedza, autorytet, klasa człowieka. Od dawna, a dokładnie od Leo Beenhakkera nie mieliśmy selekcjonera, który rozumie, co to za praca i nie musi uczyć się roli, innej przecież od tej klubowej. Dodatkowo wiemy, że kontrakt Santosa z federacją portugalską pierwotnie wygasał w 2024 roku i tylko słaby – jak dla nich – wynik, czyli ćwierćfinał w Katarze doprowadził do odejścia tego trenera. Nie można kwestionować klasy Santosa, ale czy jego formuła wypali u nas pozostaje jednak wciąż niewiadomą.
Czy kiedykolwiek miał Pan okazje obserwować ma żywo mecz jakiejś drużyny z województwa Podkarpackiego (niekoniecznie musi być to piłka nożna)?
– Oczywiście. Odwiedzałem Mielec, Stalową Wolę, Jarosław z powodu piłki nożnej i ręcznej. Komentowałem derby Rzeszowa o pierwszą ligę, ale akurat tamten mecz obsługiwaliśmy z Warszawy. Podkarpacie to piękny region Polski, mam kilku kolegów stamtąd którzy namawiają mnie na spędzenie tam wolnego czasu. Na pewno kiedyś się wybierzemy.
Przyszłość Marka Papszuna… gdzie widziałby go Pan w kolejnym etapie jego trenerskiej kariery o ile jej nie zawiesi?
– Nie mam pojęcia, bo kiedyś stwierdził, że w wieku 50 lat skończy pracę w zawodzie. Jeśli tak, zostały mu dwa sezony. Na pewno trzeba bardzo docenić co osiągnął.
Lech Poznań dostarczył nam w tym sezonie Ligi Konferencji wiele emocji, czy w przyszłym sezonie wierzy Pan w awans Rakowa do Ligi Mistrzów/ Ligi Europy?
– Będzie im szalenie trudno. Właśnie z powodu procesu zmian. Może się wydawać, że zastąpienie trenera Papszuna trenerem Dawidem Szwargą będzie bezbolesne, bo to człowiek z wewnątrz, ale nie wierzę w to. Oczywiście życzmy sobie, żeby zagrali w Lidze Mistrzów, ale… mistrz Polski bez stadionu na Europę, z nowym głównodowodzącym i z nieznanymi jeszcze ruchami kadrowymi, bo prowadzą skomplikowane negocjacje z wieloma zawodnikami – to będzie wymagało wielkiego wysiłku. Mało prawdopodobne, by nie odbiło się także na lidze. Lech zrobił kapitalną robotę i jeśli Raków to powtórzy, nikt nie powinien narzekać.
W czym może tkwić problem polskich klubów jeśli chodzi o zarządzanie i utrzymanie kadry lub jej wzmocnienia, aby Polskie kluby mogły konkurować w Europie…?
– W pieniądzach. Po prostu. Budżety są jakie są i trzeba sobie życzyć, żeby nie było gorzej. A jakość kadry zarządzającej… No, to temat na książkę. Proszę zobaczyć co się dzieje choćby w Gdańsku. Podręcznikowy przykład jak zniszczyć klub mający piękną tradycję, który rok temu był w eliminacjach europejskich…
Piłkarski idol?
– Marco Van Basten, choć chętnie wymieniłbym co najmniej kilku zawodników na czele z Diego Maradoną. Komentowałem jego jeden mecz, ale jako trenera. Ostatni, gdy był selekcjonerem Argentyny i w Kapsztadzie na Mundialu 2010 przegrał z Niemcami 0:4.
Drużyna piłkarska której Pan kibicuje?
– Reprezentacja Polski. Także młodzieżowa, bo ostatnio komentuję jej mecze.
Kto w tym sezonie wygra Ligę Mistrzów?
– Rozum podpowiada, że ten kto wygra półfinał z pary Manchester City – Real Madryt, ale na tym etapie wszystko jest możliwe. Mediolańczycy też będą marzyć.
Czy Polska z Fernando Santosem wyjdzie na wyższy level?
– Każdy by chciał, żebyśmy grali na wyższym poziomie. Nie ma jednak powodu do pudrowania rzeczywistości, nie będzie nam łatwo osiągnąć, powiedzmy, ćwierćfinał Euro, ale dajmy Portugalczykowi czas i trzymajmy kciuki, żeby to wypaliło.