Konrad Tomczyk w „Ogniu pytań”

0 1

Sędzia piłkarski Konrad Tomczyk zgodził się na rozmowę z naszą redakcją na temat jego „kariery – przygody” w pracy sędziego.

Serdecznie zapraszamy państwa do zapoznania się z wywiadem, który prezentujemy poniżej ponieważ wielu z Was jeszcze lepiej będzie mogło poznać bardzo lubianego w naszym środowisku sędziego – Konrada Tomczyka.

Czy zanim został Pan sędzia piłkarskim rola w piłce nożnej była inna… zawodnik z pola, bramkarz?

Będąc młodym chłopakiem, futbol był dla mnie czymś więcej niż tylko sportem. Cały wolny czas poświęcałem, na grę w piłkę z kolegami. Razem kupowaliśmy gazety sportowe, wymienialiśmy się plakatami, informacjami. Razem jeździliśmy na mecze lokalnych zespołów. Wyniki zagranicznych lig pod koniec lat 90 tych znało się właśnie z gazet bądź telegazety. W sobotnie popołudnie królowało zaś studio S-13. Jak każdy chłopak wcielałem się na boisku w swoich idoli. Jednak marzenie o byciu piłkarzem szybko zweryfikowało życie. Pierwsze występy na ligowym boisku potwierdziły moje obawy. Powód był banalny… umiejętności, które pozwoliłyby na grę na bardzo niskim szczeblu a każdy przecież marzy aby iść na szczyt….

Kiedy pojawił się pomysł o tym, aby zostać sędzia?

Jak wcześniej wspominałem, zdawałem sobie sprawę, że “wielkim” piłkarzem nie będę więc zacząłem myśleć o sędziowaniu. Potoczyło się to dość szybko i mimo tego, że “wielkim” sędzią nie zostałem, to nie żałuję swojej decyzji.

Czy miał Pan chwile zwątpienia zaczynając swoją karierę w roli sędziego słysząc różne dziwne słowa z trybun?

Zaczynałem sędziowanie mając skończone 18 lat. Dość szybko zostałem dostrzeżony przez ówczesnego kierownika grupy sędziowskiej w Jarosławiu, Darka Tomasa. W dużej mierze dzięki Niemu zacząłem stawiać pierwsze, dość odważne kroki w roli sędziego asystenta. Może właśnie dzięki temu opinia kibiców nie robiła na mnie wrażenia? Często dostawałem pochwały i wyróżnienia od obserwatorów i innych starszych sędziów. To się liczyło, motywowało mnie do pracy i rozwoju, dawało satysfakcję. Opinie innych osób w tamtym czasie przechodziłby obok mnie.
Dodam jeszcze, że słowo “kariera” w stosunku do sędziego mojej klasy nie jest odpowiednie. Bardziej adekwatnym jest “przygoda”, która bywa ciężka, trudna, burzliwa a jednocześnie ciekawa i wciągająca. W moim przypadku trwa już niemal dwie dekady i stała się ważną częścią mojego życia.

Posiadając już pewne doświadczenie jak Pan podchodzi do spotkań z niższych lig i kibiców , których język po wodzie rozmownej czasem nie jest przyjemny?

Cóż, życie ma dwie strony więc do tej ciemniejszej podchodzę z uśmiechem. Tyle w tej sytuacji możemy zrobić.

Jak wyglądał Pana rozwój, chodzi mi dokładnie o dokładne daty awansów do wyższych lig?

Sędzią zostałem w sierpniu 2003 roku.
Rok później zadebiutowałem jako asystent w IV lidze, co było dla mnie wówczas ogromnym wyróżnieniem. Chyba największym przeżyciem, impulsem w dotychczasowej sędziowskiej przygodzie.
Do klasy okręgowej jako sędzia główny awansowałem w 2008 roku. Trzy lata później zostałem sędzia asystentem szczebla centralnego. Nie trwało to jednak zbyt długo, ale pozwoliło zadebiutować w II lidze w roli właśnie sędziego asystenta. Później zdecydowałem się “walczyć” o awans do IV ligi jako sędzia główny, co wiązało się z rezygnację z bycia asystentem szczebla centralnego gdyż nie można było łączyć tych funkcji.
Do grona czwartoligowców dołączyłem w 2012 r. Po dwóch sezonach dostąpiłem kolejnego wyróżnienia jakim był awans do III ligi. Mimo, że nie popełniłem poważniejszych błędów w całym sezonie, musiałem pogodzić się z powrotem do IV ligi. Nie ma jednak tego złego…. Dzięki doświadczeniu jakie zdobyłem, wiedziałem w jakich obszarach muszę zrobić postęp aby być o wiele lepszym sędzią. Zacząłem dużo pracować m.in. nad zarządzaniem podczas meczu oraz nad lepszym przygotowaniem kondycyjnym. Obydwa elementy znacząco poprawiłem, co zaowocowało w 2018 roku powrotem do III ligi.

Najlepszy mecz jaki miał Pan okazje sędziować?

Było kilka meczów, które zapadły mi w pamięć. Dla mnie szczególne są debiuty. W moim przypadku jest to m.in. debiut w 4 lidze w Lesku. Zawsze gdy przejeżdżam przez to miasto wspominam wyjątkowy dla mnie mecz. Oprócz tego szczególnie zapisały się w mojej pamięci Znicz Pruszków – Motor Lublin, Avia Świdnik- Lublinianka, KSZO Ostrowiec – Hetman Zamość. Natomiast Motor Lublin – Chełmianka był chyba najlepszym meczem pod względem sportowym, jaki dane było mi sędziować. Meczem numer jeden pozostaną mimo wszystko czwartoligowe derby Dębicy Wisłoka – Igloopol. Takiej otoczki, oprawy i atmosfery jaką stworzyli kibice, będąc sędzią nie przeżyłem i już chyba nie przeżyję.

Czy żałował Pan pewnych decyzji na boisku po późniejszej analizie?

Niestety tak. Posędziowałem ok.1400 meczów i gdyby nie popełniane błędy byłbym w nieco innym miejscu niż jestem. A tak poważnie mówiąc to błędy są wkalkulowane w naszą profesje. Do sędziowania należy podchodzić z ogromną pokorą. Jeden błąd często przekreśla cały wysiłek sędziego włożony w prowadzony mecz. Do popełnionych błędów należy odpowiednio podejść. Rzetelnie przeanalizować swój występ i wyciągnąć z niego wnioski. Człowiek często uczy się na błędach, sędzia piłkarski niestety też…

Czy wierzy Pan w to, że cała kariera jest jeszcze przed Panem i będzie okazja na poprowadzenie meczu z Ekstraklasy?

Mam 38 lat. Sędziuje od niemal dwudziestu lat więc wszystko co mogłem osiągnąć, już osiągnąłem. Czy mogłem więcej? Z pewnością tak, ale było mi dane tyle i należy się z tego cieszyć.
Obecnie jestem sędzia IV ligi i na tym szczeblu jeszcze chciałbym posędziować jakiś czas. Niedawno zostałem Przewodniczącym Kolegium Sędziów Podokręgu Jarosław więc stoją przede mną zupełnie nowe wyzwania. Mam nadzieję, że przy pomocy życzliwych osób, poradzę sobie z tym wszystkim.

Szymon Marciniak był sędzia finałowego spotkania Mistrzostw Świata… Szymon jest przykładem, ze wszystko jest możliwe? I jak ocenisz jego i całej załogi występ w tym meczu?

Szymon wraz ze swoim zespołem, udowodnił, że nie ma rzeczy niemożliwych. Doszedł do finału i poprowadził go wzorowo. Wszyscy byliśmy dumni z tego występu. Każdy ma swój “Everest” i powinien się na niego wspinać. Szymon swój zdobył, ale każdy powinien mieć inny, własny i z wejścia nań powinien czerpać satysfakcję.

Co chciałby Pan przekazać nowym kandydatom i osobom chcącym rozpocząć przygodę/ karierę sędziego piłkarskiego?

W sferze mentalnej według mnie pokora jest najważniejszą cechą. Należy dużo pracować, profesjonalnie podchodzić do obowiązków, słuchać podpowiedzi starszych kolegów. Równie ważna jest kondycja i utrzymanie odpowiedniej wagi. Ja np. trenuje co najmniej trzy razy w tygodniu, dzięki treningom tak się “wkręciłem” w bieganie, że udało mi się niedawno nawet przebiec maraton. Ważne żeby rzucać wyzwania samemu sobie i dążyć do ich realizacji. Należy też pamiętać o zasadach etycznych i najbliższych czyli rodzinie. Na wszystko w życiu trzeba znaleźć czas.

O Autorze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

P